Jakiś czas temu Microsoft oficjalnie ogłosił, że jeden z ich kluczowych produktów, którym jest Skype, doczeka się swojej webowej wersji. Niestety, gdy wreszcie poczyniono pierwszy krok w tym kierunku to szybko okazało się, że nowa usługa dostępna jest jedynie dla mieszkańców USA oraz Wielkiej Brytanii. Na całe szczęście na zmianę tej sytuacji nie musieliśmy czekać zbyt długo, gdyż wreszcie możemy skorzystać z dobrodziejstw tego komunikatora za pośrednictwem przeglądarki.g_-_-x-_-_-_63586x20150610113130_0By sprawdzić jak on się sprawuje wystarczy wejść na specjalnie przygotowaną witrynę, na której będziemy mogli się zalogować za pośrednictwem naszego konta. Po wykonaniu tej czynności od razu powita nas komunikat, który poinformuje nas o pewnych ograniczeniach. Przede wszystkim o ile komunikator tekstowy faktycznie jest dostępny całkowicie w przeglądarce i to bez żadnych dodatkowych wtyczek, o tyle rozmowy głosowe oraz wideo będą takowej potrzebować – analogicznie do wersji niebawem dostępnej w poczcie Outlook. Gdy już przebrniemy przez ten monit, to naszym oczom ukaże się niezbyt zachęcający obraz. Wiele z funkcji standardowego, desktopowego klienta jest tutaj niedostępnych i w zasadzie ograniczono się do „podstawowych podstaw”. W zasadzie za jego pośrednictwem obecnie możemy prowadzić jedynie rozmowy, gdyż nawet dodanie nowego kontaktu jest ponad jego siły, że już nie wspomnę o historii rozmów pochodzącej z innych urządzeń. W obecnej wersji usługi nawet ustawienia są nad wyraz skromne, gdyż zawierają tylko kilka pozycji – włączenie powiadomień, zmianę zdjęcia, ustawienia konta oraz wylogowanie ze Skype.

Jak więc widać, aktualnie raczej ciężko jest polecić tą wersję komukolwiek. Problemy ze stabilnością czy nawiązaniem rozmowy są na porządku dziennym – w końcu to jest wciąż wersja testowa. Dodatkowym mankamentem jest fakt, że obecna odsłona Skype for Web działa jedynie na Windows – nie uruchomimy go ani na Linuksie, ani OS X, a tym bardziej na Chrome OS. Jest to jego niewątpliwa wada, gdyż wydaje się, że Microsoft celuje raczej w multiplatformowość – tak przynajmniej można sądzić, po jego dotychczasowych ruchach na rynku mobilnym.

O Windows with Bing słyszał zapewne każdy, kto choć trochę interesuje się firmą Microsoft. Ta specjalna edycja okienek miała być przeznaczona dla producentów najtańszych tabletów oraz laptopów, którzy dzięki spełnieniu niezbyt wygórowanych wymagań mogli tę edycję otrzymać w bardzo niskiej cenie. Nie trudno się domyślić, iż nazwa nie jest tutaj przypadkowa – warunkiem pozyskania takowej licencji było poustawianie gdzie to tylko możliwe wyszukiwarki Bing jako domyślnej. Nie było to jakoś wysoce trudne dla partnerów OEM, tym bardziej, że ona od zawsze takową była. Dzięki Windows with Bing miano podgryźć konkurencję w postaci Chromebooków, które coraz śmielej poczynają sobie na rynku – głównie za sprawą bardzo niskiej ceny oraz długiego czasu działania na jednym ładowaniu. Na nieszczęście konsumentów Microsoft postanowił trochę zmienić swoje plany względem Europy i już niebawem zaostrzy partnerom OEM swoje wymagania.g_-_608x405_-_-_60980x20150212152902_0Wedle plotek ograniczono dostępność Windows with Bing do urządzeń, które swoją przekątną wyświetlacza nie przekraczają 14”. Oczywiście nie omieszkano przy tym podnieść ceny samej licencji, przez co jej wybór stał się jeszcze mniej atrakcyjny. Nie wiadomo tak naprawdę co stało za tak radykalną zmianą, jednakże pojawiają się już pierwsze prawdopodobne tezy. Jak wiadomo w domyśle utworzono taką wersję dla małych urządzeń opartych o procesory Intel Atom, jednak zapotrzebowanie na takowe było marginalne. Zamiast tego producenci masowo kupowali licencje na ten system, po czym wykorzystywali je na swoich laptopach o przekątnej nawet 15,6”. Co ciekawe, ta teza potwierdzana jest nawet przez oficjalne dane firmy Context, która zebrała dane dotyczące rynku brytyjskiego z tego właśnie zakresu. Wedle ich informacji w czwartym kwartale 2014 roku sprzedano tam około 115 tysięcy komputerów z licencją Windows with Bing, z czego aż 94 tysiące to właśnie wspomniane wyżej urządzenia o wielkości 15,6 cala. Dla porównania warto przytoczyć sprzedaż Chromebooków, które w tym samym okresie znalazły jedynie 53 tysiące nabywców – zapotrzebowanie na nie jest znacznie mniejsze, zatem Microsoft doszedł do wniosku, iż nie musi tak agresywnie atakować rynku europejskiego.

Jak więc widać, nieobecność realnej konkurencji potrafi ostudzić zapał do pracy każdej firmy. Brak zagrożenia z jakiejkolwiek strony jest Microsoftowi na rękę, gdyż dzięki temu mógł ukrócić działania producentów i jednocześnie trochę podnieść im cenę dostępu do Windows with Bing. To właśnie dlatego tak ważne są inne firmy oraz ich rozwój, gdyż brak stymulacji ze strony rynku jest tak naprawdę najgorszym wrogiem konsumentów. Przyhamowanie rozwoju danej firmy oznaczać może większe lekceważenie klientów, co nigdy nie kończy się dla nich zbyt dobrze.